niedziela, 9 maja 2010

"Rebelia przeciwko rebelii", czyli narodziny Conservative Punk w USA


Na rok 2004 przypadły wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Urzędujący przez ostatnie cztery lata republikański prezydent George W. Bush walczył o reelekcję z kandydatem Demokratów Johnem F. Kerrym – senatorem z Massachusetts.

Największym błędem pierwszej kadencji rządów George'a Busha była, zdaniem jego oponentów, inwazja na Irak w 2003 roku. Uważano, że wojna ta przynosi Amerykanom więcej strat – ludzkich, politycznych i ekonomicznych – aniżeli korzyści. W opinii adwersarzy używanie siły bez mandatu ONZ i nieliczenie się z opinią międzynarodową popsuły stosunki Waszyngtonu z najważniejszymi sojusznikami USA w NATO, przede wszystkim z Francją i Niemcami. Republikańskiego prezydenta potępiano również za ograniczenie praw i wolności obywatelskich w związku z wprowadzeniem ustawy „PATRIOT Act”. Pomimo tego wszystkiego obrana przez Busha doktryna walki z terroryzmem nadal cieszyła się poparciem dużej części społeczeństwa. Kampania do wyborów w roku 2004 była więc dla Amerykanów szczególnie emocjonująca.

Amerykanista i medioznawca Tomasz Płudowski zauważa, że różnice programowe między dwoma głównymi kandydatami w walce o Biały Dom istniały, ale nie były wcale tak znaczne, jak to się czasami sądzi. Zarówno Bush jak i Kerry obiecywali pozostawienie wojsk amerykańskich w Iraku tak długo, jak będzie to konieczne. Reprezentant Demokratów zarzucał jedynie swojemu przeciwnikowi, że wojny tej USA nie powinny rozpoczynać bez pomocy ONZ i światowego poparcia. Większe sprzeczności między kandydatami jawiły się w kwestiach światopoglądowych. John Kerry postrzegany był za liberała, natomiast George'a W. Busha uważano za przedstawiciela konserwatystów i prawicy religijnej.

Już w czasie kampanii prezydenckiej w roku 2000 mówiono, że naród amerykański podzielił się na dwie niemal równe części („czerwoną i niebieską Amerykę”), różniące się od siebie stylem i poziomem życia jak też wyznawanymi wartościami i poglądami na kwestie społeczno-polityczne. Sympatyków Partii Republikańskiej („czerwona Ameryka”) prezentowano jako statystycznie gorzej wykształconych, posiadających znacznie niższe dochody, mniej zróżnicowanych etnicznie i znacznie bardziej religijnych od zwolenników Partii Demokratycznej („niebieska Ameryka”). O istnieniu takowego podziału mówiono w mediach także cztery lata później.

W kampanię prezydencką roku 2004 zaangażowali się przedstawiciele świata amerykańskiego show-businessu. Szczególnie aktywni okazali się muzycy. Zdecydowana większość z nich opowiedziała się przeciwko urzędującemu prezydentowi, co niekoniecznie oznaczało poparcie dla Johna Kerry'ego. „Musimy wszyscy zjednoczyć się i współpracować z każdym, kto jest przeciwko Bushowi, bez względu na różnicę między nami. Nasze motto brzmi: ktokolwiek, tylko nie Bush” - podsumował Lou Reed. Politykę Busha potępiali artyści wywodzący się z różnych środowisk muzycznych: gwiazdy country (Willie Nelson, Merle Haggard), hip hopu (Eminem, Jay-Z), rocka (Dave Matthews, Bruce Springsteen, Tom Morello, R.E.M.), popu (Dixie Chicks) i sceny alternatywnej (Moby). Wśród nich znalazła się także cała rzesza amerykańskich zespołów punkrockowych.

Głównym motorem aktywizującym scenę punkową przeciwko „czerwonej Ameryce” stała się kampania PunkVoter, zapoczątkowana przez frontmana kalifornijskiej grupy NOFX – Mike'a Burketta, znanego fanom punk rocka jako Fat Mike. Inicjatywa ta wystartowała pod koniec 2000 roku. Jej celem było zainspirowanie młodych ludzi do politycznego zaangażowania i nakłonienie ich do udziału w wyborach prezydenckich w roku 2004. W elekcji cztery lata wcześniej wzięło udział zaledwie 38% uprawnionych do głosowania osób w wieku od 18 do 24 lat. „Nie mówimy im na kogo mają głosować. Chcemy by zarejestrowali się jako wyborcy” - zapewniał Fat Mike. Nie ulega jednak wątpliwości, że całej kampanii przyświecał jeden cel: głosami młodzieży pozbawić George'a W. Busha szans na powtórną prezydenturę.

Krytyka poczynań republikańskich władz zdominowała tematykę wielu punkrockowych płyt, jakie ukazały się w czasie bushowskiej pierwszej kadencji.  Wspomniany zespół Fat Mike'a – NOFX, wcześniej raczej stroniący w swoich utworach od poważnych treści społeczno-politycznych, w roku 2003 wydał album wymownie zatytułowany „The War On Errorism”. Okładkę krążka zdobiła karykatura ukazującą George'a Busha jako klowna. „George Bush, wojna i polityka są myślą przewodnią tej płyty. (...) Niemniej ważna jak polityka jest na tej płycie pewna nostalgia za wczesnym amerykańskim punk rockiem. (...) Oba wątki wiążą się zresztą z wnioskiem jaki zawarty jest w opisie płyty – wczesny amerykański punk rock był bardzo polityczny i właśnie teraz trzeba do tego wrócić, poczytać Chomsky'ego, posłuchać Reagan Youth i przestać śpiewać o dupie Maryny, skoro Amerykanie wplątują się w kolejną wojnę, a propaganda wmawia, że tak jest OK” – pisano w „Pasażerze”. Do wydawnictwa dołączono także film dokumentalny poświęcony wyborom na Florydzie w roku 2000, które przeciwnicy Republikanów uważają za sfałszowane.

Również zawartość albumu „The Empire Strikes First” (2004) innej kalifornijskiej grupy – legendarnego Bad Religion – w dużej mierze poświęcona jest polityce ówczesnego rządu. Okładka przedstawia mężczyznę w białej koszuli i w krawacie na tle amerykańskiej flagi, ukazanej tu w czarno-czerwonej tonacji. Jego dłonie złożone są do modlitwy. Postać wykadrowana jest tak, że widzimy ją jedynie od pasa do wysokości nosa. Nie możemy więc „spojrzeć” jej w oczy, ale łatwo dostrzeżemy, że lekko się uśmiecha. Zarówno mężczyzna jak i flaga pokryci są czerwono-krwistymi odpryskami. W tytułowym utworze wokalista Greg Graffin śpiewa: „Dopiero co zaczęliśmy / Nie musisz się obawiać / Zasłużyłeś na dwie minuty nienawiści / Więc spluwamy i przeklinamy / A nasze krwawiące serca pękają / Lecz nawet 10 milionów dusz / Maszerujących w lutym nie jest w stanie powstrzymać najgorszego / Nie odwróci tego” i dalej w refrenie „Nie chcę żyć / Nie chcę dać / Nie chcę być / I-M-P-E-R-I-U-M” (tłum. za stroną www.badreligion.boo.pl). „10 milionów dusz maszerujących w lutym” to nawiązanie do ogólnoświatowych protestów przeciwko wojnie w Iraku, które odbyły się w 800 miastach naszego globu 15 lutego 2003 roku. Dwa miesiące później II wojna w Zatoce Perskiej stała się faktem. Innym antywojennym utworem na tej płycie jest „Let Them Eat War”, w którym zespół krytykuje zwiększenie wydatków na zbrojenia: „Nakarmmy ich wojną – oto pożywienie dla biednych / Nakarmmy ich wojną – trzeba ich szybko nakarmić” (tłum. wł.). Z kolei w wyrażającym bezsilność szarego obywatela „Boot Stamping on a Human Face Forever” Graffin nawiązuje do Orwella, przywołując cytat z „Roku 1984”: „Jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie”.

Idea dyskredytacji działań prezydenta Busha przyświecała również dwóm kolejnym albumom młodych punkrockowców z Anti-Flag – „Mobilize” (2002) i „The Terror State” (2003). Zespół ten nawoływał do głosowania na Kerry'ego wspólnie z lewicującym filmowcem Michaelem Moorem, znanym z kontrowersyjnego dokumentu „Fahrenheit 9.11”. W październiku 2004 roku Jim McDermott, członek amerykańskiej Izby Reprezentantów w swoim przemówieniu zaprezentował Anti-Flag jako przykład postawy godnej do naśladowania przez młodzież: „Niech nie zmyli was ich nazwa. Te chłopaki troszczą się o swój kraj. Przez ponad miesiąc koncertowali po całych Stanach i grali dla dzieciaków zainteresowanych nadchodzącymi wyborami. Mają irokezy i kolczyki, ale nas też w latach 60. postrzegano za radykałów przez nasze długie włosy i brody, a mimo to zmieniliśmy ten kraj, tak jak zmienią go oni”.

Tuż przed wyborami stacje muzyczne na całym świecie zdominował utwór „American Idiot” zespołu Green Day, promujący płytę o tym samym tytule. Wokalista Billie Joe Armstrong śpiewał: „Może jestem pedałem Ameryki / Nie jestem częścią tego prostackiego ładu / (...) / Nie chcę być amerykańskim idiotą / (Nie chcę) narodu kontrolowanego przez media”. Autor translacji dopuścił się tu pewnego uproszczenia. Wers przetłumaczony jako „nie jestem częścią tego prostackiego ładu” w oryginale brzmi „I'm not a part of a redneck agenda”. Słowo „prostak” nie odzwierciedla do końca znaczenia terminu „redneck”, przez który możemy rozumieć stereotypowego przedstawiciela „czerwonej Ameryki”: osobę rasy białej, o niskich dochodach i konserwatywnych poglądach, zamieszkującą południowe stany USA. W jednym z wywiadów, nawiązujących do tej płyty,  Armstrong stwierdził: „To nie są dobre czasy, na bycie Amerykaninem. Patriotyzm nie jest dla mnie wielką sprawą, to nie jest kwestia, nad którą bym się wiele zastanawiał, ale rzeczy, które się dzieją i które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku lat, po prostu nie są dobre. Oczywiście mamy wojnę w Iraku, wojnę, która oparta była na kłamstwach, ale chodzi też o rzeczy, które dzieją się w samych Stanach. Mamy prezydenta, którego jedynym celem jest bogacenie siebie oraz swoich przyjaciół - ludzi już bogatych - idiotę, który nawet nie wygrał wyborów, w których wystartował. (…) Mamy też media  - tutaj bryluje telewizja - które nie mówią nam prawdy o tym. (…) i wszystkim tym ludziom uchodzi to na sucho”. Możemy wnioskować, że „amerykański idiota” to, wedle Armstronga, zapatrzony w telewizyjną propagandę zwolennik doktryny George'a Busha.

Właśnie NOFX, Bad Religion, Anti-Flag i Green Day byli głównymi animatorami PunkVotera. W szczytowym momencie kampanii prezydenckiej w inicjatywę zaangażowanych było 130 zespołów punkrockowych i trzydzieści wytwórni płytowych.  Oficjalna witryna www.punkvoter.com, na której swoje felietony publikowały legendy amerykańskiego undergroundu, notowała pół miliona odwiedzin miesięcznie. Lider kultowych Dead Kennedys, Jello Biafra, deklarował: „Jesteśmy tu, ponieważ głosowanie jest ważne. (...) Bycie patriotą nie oznacza ślepego pożądania za prezydentem-kryminalistą w stronę nielegalnej i niebezpiecznej wojny. Oznacza poczynienie wkładu w wyzwolenie naszego kraju od skorumpowanych korporacyjnych marionetek, które dostały swoje urzędy, bo my siedzimy na dupach i pozwalamy im na wszystko”.

Nawiązując do akcji „Rock Against Reagan” z początku lat 80. zespoły punkrockowe związane z PunkVoter ruszyły w trasę pod szyldem „Rock Against Bush”, objeżdżając uniwersyteckie campusy w stanach kluczowych dla kampanii wyborczej. Nakładem wydawnictwa muzycznego należącego do lidera NOFX ukazały się dwie części antybushowej kompilacji. „Rock Against Bush vol. 1” i „Rock Against Bush vol. 2” sprzedały się łącznie w liczbie ponad 600 tysięcy egzemplarzy, a swoją niechęć do amerykańskiego prezydenta wyraziły na nich łącznie 54 zespoły, w tym takie tuzy tamtejszego punk rocka jak D.O.A., Social Distortion, Pennywise, Dropkick Murphys, Rancid czy The Offspring.

Niespodziewanie jednak, także dla środowiska PunkVoter, na amerykańskiej scenie punkrockowej znaleźli się również sprzymierzeńcy George'a Busha i Partii Republikańskiej. W odpowiedzi na akcję Fat Mike'a w internecie wystartowały tworzone przez punkowców serwisy Anti-Anti-Flag.com, GOPunk.com, Lefty Destroyer, PunkVoterLies, przede wszystkim zaś – najpopularniejszy z nich – ConservativePunk.com.

Witryna ConservativePunk.com wystartowała na przełomie stycznia i lutego 2004 roku. Jej założycielem jest Nick Rizutto, 22-letni podówczas punk z Nowego Jorku. „Punk został przywłaszczony przez środowiska zorientowane na lewo. Za wszystko winią Amerykę – wszystkiemu winna jest Ameryka i prezydent Bush. [Moim celem] jest pozyskanie poparcia konserwatywnych punkowców i nakłonienie ludzi do głosowania” - ogłosił. Rizutto uważa, że główny prąd sceny stał się zbyt jednomyślny: „Jeżeli jesteś konserwatystą albo libertarianinem, a nie liberałem z krwawiącym sercem to czujesz się prawie jak wyrzutek. (...) Zdałem sobie jednak sprawę, że nie wszyscy na scenie punkowej są tak lewicowi jak się mówi. Kiedy myślisz o punku, przychodzi ci na myśl The Clash i inne lewicowe zespoły. Chciałem wyjść poza ramy takiego myślenia i uświadomić ludzi, że są też tacy, którym nie po drodze jest z linią wyznaczoną przez PunkVotera”.

Kiedy Andrew Wilkow, młody konserwatywny radiowiec, zakomunikował na falach swojej rozgłośni o istnieniu witryny Rizutto, szybko odezwali się punkowcy o zbliżonych do niego poglądach. „Okazało się, że jest sporo ludzi, którzy lubią pewną muzykę i ubierają się w pewien sposób, ale chcą myśleć samodzielnie. Ulubione zespoły mówią im, że nie mogą mieć określonych poglądów, ale oni je mają i dalej lubią tą muzykę”.

Konpunki ("conpunks") stanowią z pewnością jedynie ułamek amerykańskiej sceny, a Conservative Punk nie ma tylu sympatyków wśród punkrockowych zespołów co PunkVoter. Słuchanie grup z „drugiej strony barykady” nie jest jednak, jak wspomniał Wilkow, żadną przeszkodą dla konserwatywnych punkowców. Sam Nick Rizutto jest dużym fanem nowojorskich Bouncing Souls – zespołu aktywnie wspierającego kampanię PunkVoter – czego dowodzi chociażby jego tatuaż z logo tej grupy.

Wielką postacią w amerykańskim punk rocku, która nigdy nie kryła swoich pro-republikańskich sympatii był zmarły przed kilku laty Johnny Ramone – gitarzysta kultowych Ramones. W roku 2002 zespół ten honorowany został wprowadzeniem do prestiżowego „Rock and Roll Hall of Fame”, a Johnny nie omieszkał powiedzieć na oficjalnej gali do mikrofonu: „Boże błogosław Amerykę i prezydenta Busha”. Na swojej stronie internetowej, gdzie Johnny ujawnił listę ulubionych bejsbolistów, gitarzystów, filmów horror itp. znalazło się także miejsce dla ulubionych Republikanów. Wśród nich wymieniał m.in. Ronalda Reagana, Richarda Nixona, Charltona Hestona i Arnolda Schwarzeneggera. „Dla mnie punk jest prawicowy” - mówił w wywiadzie dla Conservative Punk - „To, co się stało w późnych latach 70. i we wczesnych 80., to po prostu rzesza niezadowolonych dzieciaków, które dekadę wcześniej byłyby hipisami, a weszły w punk. Ale jeśli zastanowisz się kim są punkowcy – stwierdzisz, że są greaserami, którzy nie pasują do reszty, ale nie wycofują się, są ponad tym wszystkim i kochają Amerykę”.

Drugą twarzą konserwatywnego punk rocka w USA jest Michale Graves – w latach 1996-2000 wokalista horrorpunkowych Misfits, obecnie wydający płyty solowe i śpiewający w formacji Gotham Road. Graves jest postacią o tyle istotną, że wymienia się go jako jednego z współtwórców Conservative Punk. Przez długi czas był aktywnym felietonistą serwisu. W wysokich pod kolana martensach, z podgoloną głową i ufarbowanymi na czerwono włosami, występujący na koncertach w masce trupiej czaszki muzyk z pewnością niezbyt pasuje do standardowych wyobrażeń o przeciętnych rezydentach „czerwonych stanów Ameryki”. „Wyglądam jak ktoś, kogo należałoby powiesić do spółki z Marylinem Mansonem, (...) ale nie ma to żadnego znaczenia w odniesieniu do wartości moralnych, jakie wyznaję” - powiedział Graves, zapytany o to, czy jego konserwatyzm nie kłóci się z ortodoksyjnym wyglądem.

Mariaż światopoglądu konserwatywnego i niepokornej punkowej subkultury wydaje się być na pierwszy rzut oka czymś nieprawdopodobnym. W zbiorowej świadomości dominuje opinia o punku jako o ruchu kontestatorskim, skierowanym przeciwko takim elementom tradycyjnego systemu wartości jak naród, państwo, rodzina, hierarchia, autorytet, religia. „Można powiedzieć, że jesteśmy przeciwko anty-establishmentowi (we're anti-anti-establishment). Myślę, że obecnie w Ameryce w obrębie głównego nurtu kultury nienawidzenie rządu i bycie przeciwko wojnie jest czymś fajnym” - stwierdził Michale Graves. Na swój sposób bycie konserwatystą i deklarowanie sympatii dla George'a Busha w czasach, kiedy ton mainstreamowej kulturze nadają przedstawiciele pokolenia '68, stało się bardziej „punkowe” i szokujące dla odbiorców niż najbardziej zajadłe antyrządowe protest songi. Bobby Steele, w okresie 1978-1980 gitarzysta Misfits, a obecnie frontman zespołu The Undead, przekonuje, że pierwotnie punk nie występował przeciwko rządowi. Podobnie jak Johnny Ramone uważa on, że dzisiejszy obraz subkultury punkowej jest efektem przesiąknięcia niej ideologią hipisowską: „Rebelia punkowa była skierowana przeciwko hipisowskiej kontrkulturze lat 60. i ich leniwej postawie typu nie rób nic, tylko narzekaj. My uważaliśmy, że nie tylko potrzebujemy pracy, ale i mamy do niej prawo. Zespół Chelsea miał utwór „Right to Work” („Prawo do pracy”), The Clash śpiewało o problemach z odnalezieniem własnej ścieżki zawodowej („Career Oportunities”). Wcześni punkowcy chcieli uniezależnić się od rządowych zasiłków. Chcieliśmy być odpowiedzialni tylko za siebie. Kiedy przyszli hipisi z San Francisco i dokooptowali się do naszej muzyki, zmienili wszystko w dokładne zaprzeczenie tego, co było na początku. Zaczęli wmawiać dzieciakom, że pieniądze i bogactwo są złem i że możesz uwolnić się od tego zła, dając im swoje brudne pieniądze. Zachęcali dzieciaki do porzucania domów i zostawania nieudacznikami. Potem obwiniali rząd. Sprzeciwiamy się temu, tym faszystowskim postawom, które zawłaszczyły naszą kulturę. Dzisiaj bycie konserwatystą jest rebelianckie”. Słowem, punk u swoich początków całkowicie negował hipisowską kontestację, więc obecnie, kiedy hipisowskie pokolenie przełomu lat 60. i 70. uzyskało wpływ na polityczno-społeczne oblicze świata, punkowcy o konserwatywnych poglądach są zjawiskiem całkiem naturalnym.

Promowany przez punk rock indywidualizm również nie stoi w sprzeczności  z wartościami konserwatywnymi. „Do pewnego stopnia punk jest z natury libertariański. Nie mów mi co mam robić, ja nie powiem ci co masz robić ty i mam zamiar martwić się tylko o siebie” - stwierdził Andy Greenwald, amerykański dziennikarz, autor książki „Nothing Feels Good: Punk Rock, Teenagers, and Emo”. Amerykańskie konpunki podkreślają wagę odpowiedzialności osobistej za swoje poczynania i niechęć do ingerencji państwa w życie obywateli. Stąd za najbardziej sprawiedliwy system gospodarczy postrzegają kapitalizm. „Punkowcy powiedzą: punk i kapitalizm nie idą razem w parze. Nie wiem skąd tacy się wzięli. Największe sceny punkowe istnieją w kapitalistycznych krajach takich jak Stany Zjednoczone, Kanada czy Japonia. Nie słyszałem jak dotychczas o zespołach punkowych z Korei Północnej ani o scenie punkowej w Iranie” - przekonuje Nick Rizutto. Todd Anderson zauważa, że punkowa zasada „Do It Yourself” jest możliwa do realizacji tylko w systemie kapitalistycznym: „Bez prywatnej własności środków produkcji niezależni punk-rockowcy nie mogliby nagrywać piosenek a następnie kopiować ich w domu i sprzedawać podczas koncertów. Wyobraźcie sobie próbę uzyskania zgody całej społeczności na użycie publicznego studia nagrań”. Konserwatywni punkowcy dziwią się lewicowym poglądom większości punków. „Chcesz wolności? Wolności do współpracy z kim tylko zapragniesz? Wolności, by doścignąć własny sens życia? Wolności do podążania za własnymi pragnieniami i inicjatywami? Chcesz i potrzebujesz wolnorynkowego kapitalizmu” - tłumaczy Anderson. „Nie widzę niczego punkowego w promowaniu wyższych podatków i zwiększaniu zasiłków” - wtóruje mu Rizutto.

Dla wielu punkowców postawa prezentowana przez konpunków oznacza niemalże zdradę ideałów. „Wszyscy jesteśmy za tym, by każdy wyrażał swoje opinie, ale to wygląda po prostu dziwnie, gdy ktoś ze środowiska punkowego popiera kolesia, który występuje przeciwko prawom obywatelskim. Nie jest niczym nowym w punk rocku sprzeciwiać temu, co ci się nie podoba w rządzie, ale punkowcy sprzyjający rządowi to dziwactwo” - skomentował Scott Goodstein z PunkVotera. Twórcy Conservative Punk przyznają, że często otrzymują od swoich punkowych adwersarzy obraźliwe maile, ale nie uważają tego jeszcze za największy problem. Jeden z organizatorów europejskiej trasy koncertowej Michale'a Gravesa zdecydował się ją anulować, kiedy dowiedział się o poglądach muzyka. Zespół The Vandals, mimo że żaden z członków grupy nigdy się w tej kwestii nie deklarował, jest kojarzony z Conservative Punk z powodu koncertów, jakie zagrał w 2004 roku w Iraku dla stacjonujących tam amerykańskich żołnierzy. Koncerty te były powodem, dla którego anarchopunkowcy zbojkotowali występy The Vandals w Grecji. Graves uważa, że spora część zespołów nie przyznaje się do swoich republikańskich sympatii z powodu obawy przed reakcją lewicującej części sceny punkowej. Do najbardziej znanych zespołów konpunkowych zalicza się Antiseen, The Undead, Drawback, Style Over Substance i Nation Of Suspects.

Najwięksi punkowi lewicujący radykałowie nazywają konserwatywnych punków „nazipunkami”. Bobby Steele odpiera te ataki: „[Nie jesteśmy] nazistami, czyli narodowymi socjalistami. To niemożliwe dla kogoś o poglądach prawicowych podążać za naukami socjalizmu, który jest lewicowy”. Steele dementuje także opinie, jakoby wszyscy konserwatywni punkowcy byli oddanymi zwolennikami George'a Busha: „Nie podążamy ślepo za prezydentem Bushem. Jeżeli czytaliście felietony zamieszczone na ConservativePunk.com to musieliście zauważyć sporo krytycznego podejścia wobec obecnej sytuacji. Chcę powiedzieć, że rzeczą która naprawdę nas jednoczy nie jest aż tak ten nasz konserwatyzm, a bardziej to, że mamy dość i jesteśmy zmęczeni byciem pouczanymi przez punków jak mamy myśleć. Lewica postawiła się w pozycji „Twardej Policji”. My wierzymy w konstytucję, prawa człowieka, wolność słowa i wolność prasy”.

Wśród przeciwników Busha na scenie punkrockowej znalazły się też bardziej pluralistyczne głosy. Ian MacKaye, założyciel zespołów Minor Threat i Fugazi: „Możesz być lewakiem i kupować meble w Ikei, a równie dobrze możesz być prawicowcem i też kupować meble w Ikei. Punk to wolna przestrzeń, gdzie zdarzyć się może wszystko, seria akcji i reakcji, rebelie i rebelie przeciwko rebelii”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz